Ładnie, prawda? Taki uroczy krajobraz sprawił, że czas mojego powrotu z Mazur z pięciu godzin wydłużył się do siedemnastu. Teoretycznie nie powinnam być zaskoczona, ponieważ jak magnes przyciągam dziwne i niespodziewane zwroty akcji, jednak taka akcja przeszła moje najśmielsze wyobrażenia. Brakowało jedynie, żebyśmy zgubiły się w lesie i napadły nas niedźwiedzie. Albo jeden - też by wystarczył. Dobrze, że nie pomyślałam o tym wtedy, bo na pewno moje myśli stałyby się rzeczywistością ; p
Jak pisałam wcześniej, na Mazurach byłam z powodu kursu metaloplastyki Art Silver Design i szczerze? Pierwszy raz w pełni mogę się zgodzić z opiniami pisanymi na stronie kursu. Tym razem wszystkie były trafione. Bo to były naprawdę intensywne dwa tygodnie. Nauczyłam się bardzo dużo, zobaczyłam jeszcze więcej, a przede wszystkim utwierdziłam się w przekonaniu, że złotnictwo to połączenie ogromnych umiejętności, precyzji i...cierpliwości, której z początku mi brakowało i gdybym tylko mogła wydzierałabym się używając wszystkich brzydkich słów, jakie znam...na szczęście szybko przyszła mi do głowy myśl, że wściekanie się w niczym nie pomoże, dlatego poszukałam w sobie tego spokoju...i dzielnie lutowałam. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Na kurs pojechałam nie mając zielonego pojęcia o metaloplastyce, a ten pierścień zrobiłam dnia czwartego. Sobie wyobraźcie jak dobrzy i cierpliwi! byli nasi nauczyciele ; ) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz